W Polsce nabiera rozpędu ruch antyszczepionkowy. Jest on jednym z silnych przejawów upadku zaufania do instytucji ochrony zdrowia i personelu medycznego. Nadużycia, konflikty interesów i wciąż obecny w Polsce silny paternalizm umacniają takie postawy. Każdy, kto broni obowiązku szczepień uznany jest za osobę "kupioną przez koncerny farmaceutyczne".
Nie pozostaję w konflikcie interesów i nie zostałem kupiony przez firmy farmaceutyczne, instytucje opieki medycznej darzę ograniczonym zaufaniem. Jestem jednak zwolennikiem obowiązku szczepień.
Argumentów za takim obowiązkiem jest wiele. Najbardziej ogólny to argument z dziedziny etyki zdrowia publicznego: żyjesz w społeczeństwie, społeczeństwo ma wobec ciebie pewne obowiązki, ty masz zaś obowiązki wobec społeczeństwa. Istnieje pewna umowa społeczna: obowiązkowo szczepimy dzieci, dzięki tej działalności wyeliminowaliśmy wiele poważnych chorób. Jeżeli ja szczepię swoje dziecko, ty też powinieneś zaszczepić swoje. Jeżeli zaś zamierzasz jechać na gapę, być free riderem korzystającym z tego, że ja i inni obywatele zaszczepili dzieci i radykalnie zmniejszyli w ten sposób ryzyko wystąpienia poważnych chorób w naszej populacji, to powinieneś ponieść pewną sankcję społeczną. Nie wywiązujesz się bowiem z pewnego paktu solidarności społecznej. Jeżeli jedziesz na gapę w tramwaju, to znaczy, że utrudniasz rozwój komunikacji publicznej. Dlatego istnieje rozsądny mechanizm umożliwiający ukarania gapowicza. Tak też powinno być w przypadku niewywiązywania się z obowiązku szczepień.
Antyszczepionkowcy dyskutują na temat informacji dotyczących faktu, że w USA coraz więcej pediatrów odmawia konsultacji dzieciom, które nie zostały zaszczepione. Z różnych względów nie podoba mi się ten pomysł. Osobiście uważam, że sankcje powinny być subtelniejsze, nie dotkliwe dla dzieci, tylko dla ich rodziców, a ich wdrażanie - scentralizowane.
Ciekawe, że trzonem ruchu antyszczepionkowego są w pewnym sensie subtelności metodologiczne i statystyczne. Statystyce przedstawione są konkretne obrazy dzieci poszkodowanych (rzekomo lub rzeczywiście) przez szczepienia. I taki obraz oczywiście ustawia rozwiązanie tej kwestii. Zagadnienie kategorii minimalnego ryzyka procedury medycznej vs. dużego ryzyka nieprzystąpienia do danej procedury zdaje się antyszczepionkowcom paplaniną ludzi kupionych przez koncerny.
Kwestie dotyczące danych na które się powołują komentuje http://blogdebart.pl/2012/02/29/powrot-dzieci-marnotrawnych/, as well as http://seanphilpott.wordpress.com/2011/05/12/wretches-jabberers-and-the-vaccine-autism-link/.
Rysunek pochodzi ze strony: http://www.practiceofmadness.com
Nie pozostaję w konflikcie interesów i nie zostałem kupiony przez firmy farmaceutyczne, instytucje opieki medycznej darzę ograniczonym zaufaniem. Jestem jednak zwolennikiem obowiązku szczepień.
Argumentów za takim obowiązkiem jest wiele. Najbardziej ogólny to argument z dziedziny etyki zdrowia publicznego: żyjesz w społeczeństwie, społeczeństwo ma wobec ciebie pewne obowiązki, ty masz zaś obowiązki wobec społeczeństwa. Istnieje pewna umowa społeczna: obowiązkowo szczepimy dzieci, dzięki tej działalności wyeliminowaliśmy wiele poważnych chorób. Jeżeli ja szczepię swoje dziecko, ty też powinieneś zaszczepić swoje. Jeżeli zaś zamierzasz jechać na gapę, być free riderem korzystającym z tego, że ja i inni obywatele zaszczepili dzieci i radykalnie zmniejszyli w ten sposób ryzyko wystąpienia poważnych chorób w naszej populacji, to powinieneś ponieść pewną sankcję społeczną. Nie wywiązujesz się bowiem z pewnego paktu solidarności społecznej. Jeżeli jedziesz na gapę w tramwaju, to znaczy, że utrudniasz rozwój komunikacji publicznej. Dlatego istnieje rozsądny mechanizm umożliwiający ukarania gapowicza. Tak też powinno być w przypadku niewywiązywania się z obowiązku szczepień.
Antyszczepionkowcy dyskutują na temat informacji dotyczących faktu, że w USA coraz więcej pediatrów odmawia konsultacji dzieciom, które nie zostały zaszczepione. Z różnych względów nie podoba mi się ten pomysł. Osobiście uważam, że sankcje powinny być subtelniejsze, nie dotkliwe dla dzieci, tylko dla ich rodziców, a ich wdrażanie - scentralizowane.
Ciekawe, że trzonem ruchu antyszczepionkowego są w pewnym sensie subtelności metodologiczne i statystyczne. Statystyce przedstawione są konkretne obrazy dzieci poszkodowanych (rzekomo lub rzeczywiście) przez szczepienia. I taki obraz oczywiście ustawia rozwiązanie tej kwestii. Zagadnienie kategorii minimalnego ryzyka procedury medycznej vs. dużego ryzyka nieprzystąpienia do danej procedury zdaje się antyszczepionkowcom paplaniną ludzi kupionych przez koncerny.
Kwestie dotyczące danych na które się powołują komentuje http://blogdebart.pl/2012/02/29/powrot-dzieci-marnotrawnych/, as well as http://seanphilpott.wordpress.com/2011/05/12/wretches-jabberers-and-the-vaccine-autism-link/.
Rysunek pochodzi ze strony: http://www.practiceofmadness.com